wtorek, 8 listopada 2016

Dolomity - dzień piąty - Ivano Dibona

07.09.2016 - środa
Piąty dzień naszego pobytu w Dolomitach, to ferrata Ivano Dibona, najdłuższa z zaplanowanych przez nas na ten wyjazd. Najbardziej również oczekiwana. 

Startujemy z kempingu po 7 rano i na parkingu w Ospitale jesteśmy koło 8. Przed nami jakieś 3 godziny marszu do kolejki, która wywiezie nas na przełęcz do schroniska Lorenzi 2932 m n.p.m., skąd ruszymy we właściwą część wyprawy. 

Pogoda kolejny raz dopisuje. Jest rześko, ale słonecznie. Idziemy szerokim szlakiem przez całą dolinę. Momentami dość strome podejścia, a miało być tak łatwo. Jednakże widoki, przyroda, powietrze napędzają nas niesamowicie. 




W końcu widzimy upragnioną kubełkową kolejkę. Piękne żółte i czerwone plamki na tle żlebu. Idziemy, idziemy i coraz bardziej się niepokoimy. Kolejka cały czas stoi w miejscu. W naszych głowach pojawiają się różne domysły: "Może akurat jest przerwa?", "Może jeździ co ileś minut?", "Może czekają, aż uzbiera się odpowiednia liczba osób?". Rzeczywistość po dotarciu na miejsce okazuje się bardziej prozaiczna - kolejce skończyła się koncesja. Rozczarowanie jakie nas dopadło ciężko z czymkolwiek porównać. W tym momencie morale całej ekipy spadło na poziom -100. Opcje są tylko dwie: albo idziemy piargiem w żlebie jakieś 2 godziny do góry na przełęcz albo wracamy. 
Jemy kanapki i debatujemy. Na stronie kolejki nie było informacji, że nie jeździ, gdybyśmy o tym wiedzieli inaczej rozplanowaliśmy trasę na ten dzień. Dochodzimy do wniosku, że wspinaczka żlebem jednak nie wchodzi w grę. 2 godziny w górę, potem 5 godzin ferrata. Gdybyśmy poszli, to po wdrapaniu się na przełęcz bylibyśmy tak zmęczeni, że nie docenilibyśmy piękna Dibony. Z ciężkim bólem serca wracamy do auta.






W ramach mini rekompensaty postanawiamy jechać do Cortiny i stamtąd wyjechać kolejką na Tofany 3244 m n.p.m. Pogoda jest dobra, szczyt nie tonie w chmurach, więc kupujemy bilety i jedziemy. Kolejka składa się z trzech odcinków. Każdy pokonuje się innym wagonikiem zawieszonym na stalowej linie. Fajna atrakcja, widoki obłędne. Im wyżej tym krajobraz robi się bardziej księżycowy. I robi się chłodniej. Na dole było ponad 20 stopni, u góry już tylko 4. Na szczycie kończy się wiele tras ferrat, sporo ludzi się wspina. To plan na następną wizytę w Dolomitach.





Podsumowując dzień był nawet udany, choć wszyscy dochodzimy do wniosku, że gdybyśmy nie zrobili dzień wcześniej spontanicznie Col Rosa, czulibyśmy ogromny niedosyt ;)

Ewa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz