czwartek, 9 sierpnia 2018

Ferraty na Skalka pri Kremnicy

05.08.2018
Urlop się zbliża, a nam brakuje ferrat :). Postanawiamy odwiedzić jeden z rejonów Słowacji czyli Skalka. Znajduje się on w Kremnicke Verchy (góry Kremnickie) i oferuje w jednym rejonie 5 krótkich dróg, o trudnościach od A-B do E. W sieci można znaleźć kilka nazw tej.. tych ferrat np: ferrata Skalka, Skalka pri Kremnicy, ferrata Komin, Vyzva. Wszystkie odnoszą się do tego rejonu i znajdują się na skale o nazwie Kremnicka Skala. Miejscem startowym jest parking na Skalka ( u nas w nawigacji Skalka pri Kremnicy). Miejsc jest  dużo i są darmowe. W miejscowych barach można wypożyczyć zestaw na żelazną drogę. Z parkingu należy kierować się asfaltem do góry w kierunku widocznego wielkiego masztu za tabliczkami z napisem "Ferrata Komin". Dojście zajmuje nie więcej niż 15 minut. Na miejscu znajduje się tablica informacyjna o przebiegu ferrat. Wszystkie są jednokierunkowe i cztery z nich zaczynają się w tym miejscu. Najpierw należy zejść na dół do pierwszej.




Tu się szpeimy. No to komu w drogę, temu...pierwsza droga o nazwie "Zostopovka" o trudnościach A-B. W pierwszej części jest to strome ubezpieczone zejście wzdłuż skały. Dla ułatwienia kilka klamer i drewniane schody. W drugiej końcowej części, należy obejść 200-tu letnie drzewo, pokonać mostek tybetański i zejść na ziemię. I tyle. Odczucie u mnie, jakbym szedł po założonej poręczówce ;).












Przechodzimy dalej, ok 100 metrów i napotkamy kolejne liny. Pierwsza z nich, idąca po lewej stronie, pnie się pionowo w górę. To jest ferrata Vyzva (Wyzwanie) o wycenie "E". Najtrudniejsza ferrata na Słowacji. My po chwili zastanowienia, wybieramy jak większość innych osób, linę po prawej stronie. Jest to początek ferrat Komin "C" i Trubacowa Veża "B". Pierwsze metry są wspólne. Lekkim skosem wspomagając się klamrami, dochodzimy do małej platformy gdzie ściany się zwężają. Tu wchodzimy małym kominkiem do góry i stajemy przed drabiną z klamer. To miejsce jest wyceniane na "C". Można to ominąć łatwiejszym wariantem "B", przez jeszcze ciaśniejszy komin niż był niżej.
My wchodzimy po klamrach. Dziewczyny coś mówią o siłowym przepinaniu się. Dalej jest łatwiej. Kolejna półka między ścianami. Tu obie trasy się rozdzielają. Komin idzie ewidentnie między wąskimi ścianami. 

Wybieramy wariant na Trubacovą Vieza. Stąd trawers ściany, i wychodzimy na zewnętrzną stronę skały. Z miłego chłodu na palące słońce. Kilka metrów do góry i jest się na piku przy krzyżu. Panorama przepiękna i niezła lufa jak na takie "górki". Teraz do pokonania jest most linowy. Niektórzy muszą się przełamać. Wszystko idzie sprawnie. Fotki, filmiki, nikt nikogo nie pogania.
Po pokonaniu mostu, wchodzi się w teren ubezpieczony poręczówką i po kilkunastu metrach kończymy to przejście. Tu też kończy się ferrata "Komin". Robimy przerwę, dzielimy się wrażeniami i wracamy na start, by teraz zrobić w całości "Komin".









Idziemy a tu mała niespodzianka. A w zasadzie "mini via ferrata" i Janosikova diera. Przy szlaku na skale jest ferratka o trudnościach "A-B", poprowadzona trawersem. Długość ok 30 metrów. Przejście jej to kilka minut. Dodatkowo w skale jest jaskinia. A w środku niej poręczówka z liny stalowej. Wejście wymaga użycia czołówki. Lina jest poprowadzona nad wąską szczeliną kilka metrów wgłąb i się kończy. Bardziej atrakcja dla dzieciaków. Mnie samemu lina przeszkadzała (mam doświadczenie jaskiniowe ;) ). W końcu dochodzimy do początku tras. Przejście z końca do początku to ok 5 min. Byli tu tacy co dla kondycji latali w kółko po tych żelaznych drogach. Schodzimy, na mostku robimy więcej zdjęć, podchodzimy pod "Komin". Początek ten sam co wcześniej. Dochodzimy do drabiny i wciskamy się w wariant obejściowy przez ciasny komin. Prawda jest taka, że trzeba ściągnąć plecak :). Wyskakujemy z dziury na znanym nam rozwidleniu. Trzeba się sprężać, gdyż słychać odgłosy burzy. Idziemy po klamrach między wąskimi ścianami. Dno tego "komina" jest strome. Na samym końcu są dwa warianty wyjścia. Łatwiejszy na wprost, troszkę trudniejszy na lewo. Komin, to dwie w bliskiej odległości ściany nie zamknięte od góry ze stromym dnem, na których są klamry.
Kończymy w tym samym miejscu co poprzednią ferrate.







Odgłosy burzy, przekonują nas do zakończenia dzisiejszej zabawy i powrotu do auta. Na parkingu jesteśmy po 15 min. Vyzve zostawiamy sobie na kolejny raz.

Kraj: Słowacja
Rejon: Bańskobystrzycki kraj, Kremnickie Góry (kremnicke verchy)
Start-meta: Skalka pri Kremnicy, parking GPS 48.738538, 18.988208
Możliwość wypożyczenia sprzętu na miejscu. 5 euro za dzień, kaucja 50 euro
Otwarcie ferrat nastąpiło 28.10.2017, trasy są jednokierunkowe
Ferraty:
Zostupovka - "A-B"
Komin - "C"
Trubacova Veza - "B"
Mini via ferrata - "A-B" i Janosikova diera
Vyzva - "E"
Atrakcje: zimą centrum narciarskie, Zamek w Kremnicy
Pamiętajcie że w górach słowackich warto mieć ubezpieczenie, każda akcja ratownicza jest płatna.

Tomek

środa, 28 lutego 2018

Reaktywacja

Po dłuższej przerwie zdrowotnej, wracamy ze zdwojoną siłą ;) Mamy nadzieję, że najbliższe plany wyjazdowe uda się zrealizować i na blogu będą pojawiać się nowe posty. Będzie nam miło, jeśli będziecie nas śledzić.
Z nowości - zapraszamy na nasz profil na  instagramie, który powoli rozkręcamy, a poza tym męska część AW powróciła do "jaskiniowania", także będzie pojawiać się więcej postów w takiej tematyce.
To tyle jeśli chodzi o słowo wstępu, a teraz do rzeczy ;)

18 lutego ekipa w składzie: Maria, Paula, Ewa, Wiesiek, Rafał i Tomek wyruszyła na "spacer" na Słowację. Kierunek okolice Liptovskiego Hradu. Ponieważ miała to być lajtowa wycieczka z Bielska wyruszamy o 7 rano. Przed nami ok. 130 km i niecałe 3 h jazdy. 
Po drodze zahaczamy jeszcze o miejscowość Lucky, gdzie w centrum wsi znajduje się wodospad. Szybkie zdjęcia i jedziemy dalej. 


W drodze do wodospadu w Lucky

Wodospad Lucky


Głównym naszym celem jest dzikie gorące źródło, które znajduje się zaraz przy początku szlaku. Jednak zanim się będziemy moczyć, mała pętelka dla rozruszania. Wchodzimy w dolinkę i rozkoszujemy się spacerem i śnieżnym krajobrazem. Szlak zaczyna prowadzić do góry, robi się coraz stromiej, ale wszyscy dzielnie idą. Po drodze spotykamy schodzących Słowaków, którzy pytają się nas czy idziemy do zamku. Gdy potwierdzamy, mówią, że jest stromo. Nie sądziliśmy jednak, że aż tak bardzo. Wspinamy się powoli w głębokim śniegu. Dobrze, że inni tamtędy schodzili, inaczej mimo oznaczeń szlaku, nie trafilibyśmy. Droga jest męcząca, ale widoki na Liptovską Marę i okoliczne górki, rekompensują ten wysiłek. W końcu docieramy do ruin zamku. 






                                       


     







Wszystko dookoła jest bardzo dobrze zagospodarowane. Drewniane mostki, wiata z ławkami i planszą do gry, schowane kostki i pionki, pamiątkowa pieczątka. Wszystko to robi dobre wrażenie. Siadamy i robimy przerwę na posiłek. Po zregenerowaniu zbieramy się w dalszą drogę i kolejna niespodzianka - drewniana drabina na dół. Tego się nie spodziewaliśmy. Potem już łagodne zejście do doliny, przez łąki i pola, wprost do źródła. W sumie z naszej szóstki tylko czterech śmiałków odważyło się wyskoczyć z ciepłych ciuchów. Zostaliśmy nagrodzeni naprawdę ciepłą siarkową wodą. Było bardzo przyjemnie i wrażenia niezapomniane. Zdecydowanie polecamy! I planujemy tam wrócić latem, bo cała trasa przepiękna widokowo, panorama z zamku również. 


Kąpiel w gorącym źródle - mega przeżycie ;)


Dziękujemy wszystkim za świetną zabawę :) A Marii i Pauli za zdjęcia wykorzystane do tej publikacji.

Ewa