piątek, 29 kwietnia 2016

Tulipany? Tak, poproszę!

Od dłuższego czasu mieliśmy w głowie pomysł na szybki wyjazd zagraniczny, o czym zresztą pisaliśmy w poprzednim poście. Niestety pogoda nie chciała z nami współpracować w tej kwestii i wyjazd musiał zostać odłożony w czasie. Mamy nadzieję, że uda się go jeszcze zrealizować w tym roku.

W każdym razie trzeba było wymyślić coś innego. Na bieżąco śledziliśmy pogodę i doszliśmy do wniosku, że zostanie w Bielsku nie ma sensu. Wybór padł na Łódź i tamtejszy Ogród Botaniczny,
w którym przez najbliższe dwa tygodnie królują tulipany. Jak podają na swojej stronie, łącznie ma ich zakwitnąć 70 tys. Ta liczba robi wrażenie, dlatego też z samego rana wyruszyliśmy do tej namiastki Holandii ;)

Droga upłynęła nam szybko i bezproblemowo. Na miejscu zameldowaliśmy się o 11.00 czyli po 3 h jazdy. Bilet wstępu to koszt: 6 zł  normalny i 3 zł ulgowy. Mieszkańcy mają możliwość zakupu również karnetu rocznego, co jest bardzo fajnym pomysłem, bo ogród to w sumie 67 ha do spacerowania. Ogród podzielony jest na działy, co kawałek przy ścieżkach są ławeczki. Jest dużo miejsc odpoczynku, w wydzielonej części jest również miejsce na ognisko. Jednym słowem bardzo przyjemne miejsce do spędzenia czasu na świeżym powietrzu.

Spacer zaczęliśmy od działu roślin parkowych, później przez rośliny ozdobne przeszliśmy do części arboretum. Wśród dwóch pierwszych działów można się poczuć jak u babci w ogródku ;)





Następnie udaliśmy się do części, gdzie znajdowała się główna atrakcja parku czyli tysiące tulipanów. Łącznie w tym jednym miejscu rosło 55 tys. kilkunastu odmian i kolorów. Nie wszystkie były w rozkwicie, niektóre dopiero za jakiś czas ukażą się w pełnej krasie. Ludzi multum, ciężko było zrobić zdjęcia bez osób w tle. Wrażenia bardzo pozytywne, choć myślałam, że będzie ich jednak ciut więcej, ale i tak to taka namiastka wiosny w Holandii ;)









Chyba jeszcze żadne tulipany nie miały takiej rzeszy fanów i tylu zdjęć ;) Każdy chciał mieć jak najlepsze ujęcie. Prawie jak na krokusach w Chochołowskiej ;) Po sesji foto udaliśmy się powoli w stronę wyjścia. Jednakże chcieliśmy zobaczyć jeszcze ogród japoński. Niestety jedynym minusem ogrodu jest brak tabliczek kierunkowych, co gdzie i jak, lub chociażby co kawałek map. Jedyna mapa z planem ogrodu to ta zaraz przy wejściu od ul. Krzemienieckiej. Patrząc na plan, okazało się, że ogród japoński jest zaraz koło wejścia po lewej stronie. Trochę już zmarznięci ( świeciło słońce, ale zimny wiatr dawał w kość) poszliśmy na szybko go zobaczyć. I to był strzał w dziesiątkę, bo oprócz japońskiego trafiliśmy do działu alpinarium. Fantastycznie zagospodarowany teren, ze skałami, kamiennymi ścieżkami. Ta część urzekła nas najbardziej. I tak spacerując przez alpinarium dotarliśmy do wiejskiej chaty z przydomowym ogródkiem kwiatowym i warzywnym.




Kolejnym punktem wycieczki była palmiarnia w Parku Źródliska I. I tu jedno wielkie rozczarowanie, bo łódzka palmiarnia nie umywa się do tej w Gliwicach, którą serdecznie polecamy. Zdjęcia tam zrobiliśmy może ze trzy, także nie ma co nawet wrzucać ich tutaj. Powiem szczerze, że myśleliśmy, że skoro ogród tak się nam podobał, to palmiarnia też będzie na tym samym poziomie. Niestety...
Na koniec jeszcze dwie migawki z uroków Łodzi ;) Spontaniczny wypad ogólnie bardzo udany.



Ewa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz